Popularna w klasycznej ekonomii jest teoria skapywania – przeświadczenie, że wzrost zamożności najbogatszych ludzi prędzej czy później staje się korzystny dla całego społeczeństwa. Polityka prowzrostowa, nastawiona na powiększanie majątków najbogatszych okazuje się być we większości nieuzasadniona, nie powoduje bowiem przewidywanego wzrostu gospodarczego, przynajmniej nie w takiej skali. Dodatkowo, wypracowane bogactwo w większości przypadków wcale “nie skapuje” do biednych. Stwierdził to ostatnio sam prezydent Stanów Zjednoczonych, Joe Biden, czym wywołał wiele dyskusji o stanie współczesnej ekonomii.
Fakty pokazują, że większość dodatkowego bogactwa jest przez zamożnych oszczędzania. Pogłębia się zatem akumulacja kapitału. Zdobyty majątek jest gromadzony i następnie inwestowany. Według klasycznej ekonomii największa różnica pomiędzy bogatymi i biednymi jest taka, że ci pierwsi inwestują swój dochód, podczas gdy ci drugi poddając się bezmyślnej konsumpcji. Pogląd ten widoczny jest także dzisiaj, gdy twierdzi się, że uzyskana nadwyżka powinna pozostawać w rękach inwestora, zamiast być poddaną redystrybucji. Takie podejście przeradza się w popularność polityki wspierającej przede wszystkim bogatych. Służą do tego np. ulgi podatkowe i deregulacje finansowe, dające dobre możliwości dla zarabianiu na spekulacjach. Deregulacje pozwalają firmom na rozwijanie monopoli i swobodne zanieczyszczenia środowiska (jeśli prawo nie uwzględnia konieczności rekompensowania przez podmioty gospodarcze efektów zewnętrznych – działań wywierających wpływ na strony niezaangażowane w dane działania). Liberalizacja handlu poprawia sytuację bogatych i prowadzi do wzrostu nierówności, bowiem mniejsze regulacje pozwalają na takie zabiegi jak obniżka płac i uelastycznienie zatrudnienia przy jednoczesnym nieograniczonym wzroście płac kadr zarządzających. Zapoznaj się również z polityką Olsztyna za pośrednictwem serwisu regionalnego https://olsztyninfo.pl/.
Dane pokazują, że de facto tego typu neoliberalne reformy wcale nie przyczyniają się do wzrostu. Skupienie bogactwa w rękach nielicznych wcale nie przyczynia się do jego rozpowszechnienia. Mniej uprzywilejowani wcale nie korzystają na takim rozdzieleniu kart. Siły rynku okazują się być tu nieskuteczne. Propozycją, która mogłaby lepiej zaadresować ten problem, jest państwo opiekuńcze. Okazuje się, że to redystrybucja na rzecz biednych jest bardziej korzystna dla wzrostu. Wyższa równość dochodowa jest pożądana z perspektywy spokoju społecznego.